Moja 11 gier z E3 2015

Moja 11 gier z E3 2015

Targi, targi i po targach. Tegoroczne E3 było pod wieloma względami bardzo udane. Dobre konferencje Microsoftu i Sony. Niezłe Ubisoftu i Bethesdy. Trochę gorsze Electronic Arts i niestety mocno takie sobie Nintendo. Zarówno na konferencjach, jak i poza nimi pokazano całe mnóstwo gier, a spośród nich wybrałem 10, na które będę czekać z największymi wypiekami. Postanowiłem ograniczyć się do pozycji, które powinny wyjść do wiosny  przyszłego roku, stąd nieobecność Shenmue 3, Final Fantasy VII Remake, czy Gears of War 4. Na liście nie umieszczałem także reedycji w rodzaju Gears of Wars Ultimate, Uncharted Trilogy czy Dishonored Definitive Edition, choć niemal na pewno się w nie zaopatrzę prędzej czy później.

Oto moja lista najbardziej oczekiwanych tytułów najbliższych miesięcy.

11. Doom

Na nową edycję Dooma czekam od wielu lat. Pierwszy Doom był grą, którą ponad 20 lat temu mocno mną wstrząsnęła i pokazała, że zbliża się niestety koniec panowania Amigi. Grałem w Dooma namiętnie u kolegi na jego pececie, sam poszukując różnych amigowych gier doomopodobnych (o których zamierzam przygotować niedługo materiał filmowy). Doom to także pierwsze zetknięcie z trybem Deathmatch i zaciekłe pojedynki na rakietnice, kontynuowane później w Quake’u.

Dooma 3 kupiłem w dniu premiery i niestety “trochę” się rozczarowałem, co nie przeszkodziło mi grać w niego całkiem sporo, a nawet zaopatrzyć się w wersję konsolową.

Nowy Doom wygląda na powrót do korzeni – szybką, bezkompromisową, agresywną i brutalną strzelaninę wzbogaconą o fantastycznie zapowiadające się narzędzia edycyjne, które mogą zrewolucjonizować sposób tworzenia zawartości przez użytkowników. Nie mogę się doczekać wiosny przyszłego roku.

 

10. Super Mario Maker

Choć tegoroczna konferencja Nintendo była moim zdaniem bardzo słaba, szczególnie jeśli chodzi o gry na Wii U, to jeden tytuł zdecydowanie się wyróżniał. Od lat jestem wielkim fanem przygód Mariana i Luigiego, zaś Super Mario Galaxy 2 jest u mnie w panteonie najlepszych gier wszech czasów. Super Mario Maker wydaje się spełnieniem snów wszystkich platformówkomaniaków o kreatywnym zacięciu. Bo czy może być coś lepszego niż tworzenie własnych etapów do naszej ulubionej gry? I to z wykorzystaniem narzędzi dostępnych normalnie dla samych autorów? Coś mi się wydaje, że podobnie jak w przypadku narzędzi dodanych do Dooma, czeka nas prawdziwy wysyp społecznościowej twórczości oraz eksplozja kreatywności. Szlaki przetarło swego czasu Little Big Planet, ale całym szacunkiem dla tej marki, nie ma ona siły przebicia Mariana i spółki. Super Mario Maker pojawi się 11 września 2015. Już zaznaczam tę datę w kalendarzu.

9. Deus Ex

Muszę się przyznać, że gdy przygotowywałem pierwszą wersję tej listy, zapomniałem o Deusie. A to byłby błąd niewybaczalny! Bo Deus Ex to po pierwsze bardzo ważna seria, a pierwsza część to jedna z dwóch najlepszych gier wyprodukowanych przez nieboszczkę Ion Storm (ta druga to obecnie zapomniana i niedoceniona gra Anachronox), a po drugie, wskrzeszenie Deusa w grze Human Revolution przebiegło chyba nawet lepiej niż ożywienie Łazarza i dało podwaliny do stworzenia kontynuacji tej gry, czyli Mankind Divided, która podczas tegorocznych targów prezentowała się naprawdę bardzo zacnie i wyjdzie także na wiosnę przyszłego roku. Jako że Human Revolution nie skończyłem nigdy (wiem, wstyd straszny), będę miał dodatkową zachętę, aby zabrać się za przygody Adama Jensena w oczekiwaniu na świetnie zapowiadającą się kolejną część jego historii, której zwiastun w formie prezentacji rozgrywki obejrzeć możecie poniżej.

 

8. Sword Coast Legends

Dawno temu, na początku lat 90 wkręciłem się w świat gier fabularnych, ale nie komputerowych, tylko “prawdziwych” z wielogodzinnymi posiadówami, odgrywaniem postaci, mistrzem gry i masą zabawy. Graliśmy głównie w Warhammera i AD&D, więc mam spory sentyment do obu systemów. Dużo grałem także w komputerowe edycje AD&D, począwszy od Heroes of the Lance, przez Hillsfara, Pool of Radiance, Champions of Krynn, a później Baldur’s Gate, Icewind Dale, czy Neverwinter Nights. Miałem również przyjemność pracować nad polskimi wersjami wielu z tych gier. Szczególnie duże wrażenie robiło swego czasu Neverwinter Nights, a to dzięki edytorowi Aurora, który umożliwiał nie tylko tworzenie własnych przygód, ale też właśnie wcielenie się w rolę mistrza gry i poprowadzenie zabawy prawie tak jak w normalnych, papierowych grach RPG.

Wygląda na to, że podobne narzędzia udostępni nowa gra w świecie Forgotten Realms, czyli Sword Coast Legends. Zawiera nie tylko rozbudowaną kampanię dla jednego gracza, ale też wspomniany system umożliwiający wcielenie się w rolę mistrza gry, który przygotowuje przygody dla pozostałych członków ekipy. Wygląda to naprawdę bardzo zacnie i już jesienią tego roku będzie można sprawdzić grę w akcji na pecetach, zaś pod koniec roku także na konsolach PS4 I XOne.

7. No Man’s Sky

Przyznam, że umieściłem tę grę w jedenastce z pewnym wahaniem. Choć pierwsze jej prezentacje zachwyciły chyba nie tylko mnie, ale i mnóstwo innych graczy, to z każdą kolejną demonstracją nasuwały się pytania – czy jest to coś więcej niż piękna piaskownica? Czy jest to tylko popis umiejętności programistycznych i systemów generowania proceduralnego? Mimo sporych wątpliwości i obaw muszę przyznać, że nie mogę się doczekać na No Man’s Sky. Wychowałem się na fantastyce naukowej, przemierzałem nieznane planety z Ijonem Tichym i pilotem Pirxem. Zaczytywałem się w kosmicznych operach w rodzaju Zapomnij o Ziemi czy Gwiazdy, moje przeznaczenie, albo dziełach pokroju Hyperiona. Wiele godzin strawiłem nad grami Elite oraz Frontier, w których w zasadzie też nie było fabuły jako takiej, a chodziło jedynie o eksplorację, rozwój, wzbogacenie i dotarcie tam, gdzie inni nie dotarli. I to mi chyba wystarczy. No i te widoki są po prostu przepiękne :)

 

6. Tomb Raider: Rise of the Tomb Raider

Odnowiony Tomb Raider był bardzo dobrą grą. Choć za dużo było w niej moim zdania strzelania i wstawek rambo-podobnych. Jakoś trudno uwierzyć, że Lara, która w jednej chwili roni gorzkie łzy nad postrzelonym jelonkiem i prawie mdleje po zabiciu typa, który chciał jej zrobić krzywdę, w parę minut później staje się prawdziwą maszyną do zabijania, patroszącą, rozstrzeliwującą, rozpruwającą i mordującą wszystko, co stanie jej na drodze. Wolałbym większy nacisk na zagadki i odkrywanie tajemnic, niż na wyrzynkę. I mam nadzieję, że tak będzie w części drugiej, w której między innymi przemierzać będziemy syberyjską dzicz. Na targach pokazano w końcu grywalne demo, które prezentuje się naprawdę bardzo ładnie. Może nie tak ładnie, jak Uncharted 4, ale zdecydowanie daje radę. Umieszczam TR wysoko na liście, bo bardzo lubię takie gry i jestem pewien, że się nie zawiodę. Premiera na Święta, wyłącznie na konsolę Xbox One. I mam nadzieję, że ta wyłączność utrzyma się na dłużej. Skoro Sony ma serię Uncharted, niech MS ma Tomb Raidera.

https://www.youtube.com/watch?v=lt_D1YNms9k

 

5. Fallout 4

O Falloucie 4 wiadomo już bardzo dużo, a przede wszystkim to, że będzie to gra ogromna. Co  mnie trochę przeraża, bo przecież powinno być życie poza grami, co nie?  W ostatniego Fallouta, czyli New Vegas, grałem naprawdę sporo i jeśli czwórka przyniesie narrację na podobnym poziomie oraz nie zepsuje nowych, majnkraftowych systemów, to może być naprawdę wspaniała gra. Co prawda grafika na razie nie powala, ale od czegóż mamy moderów? A skoro o modyfikacjach mowa, to będą teraz też dostępne w wersji na Xboxa One! Dodając do tego wszystkiego jeszcze niesamowitą edycję kolekcjonerką z PipBoyem, mamy tytuł, w który naprawdę będzie warto zagrać. Już w listopadzie tego roku.

https://www.youtube.com/watch?v=g5H7Qq8quKg

4. Metal Gear Solid 5: Phantom Pain

MGS to wyjątkowa seria. Moim pierwszym MGSem, była część 2, którą kupiłem razem z PlayStation 2, kiedy siedziałem w Irlandii pracując nad dodatkiem do Diablo. Grałem w nią namiętnie i skończyłem dwukrotnie. Później wróciłem do części pierwszej, ale odnowionej na konsoli Gamecube, czyli do gry Twin Snakes. Też skończyłem dwukrotnie. W międzyczasie połknąłem wersję na Gameboya Color i grałem na emulatorze MSXa w część pierwszą. Na PSP skończyłem obie części MGSa karcianego, czyli Metal Gear Acid, świetnie się przy tym bawiąc. Również część 3, Snake Eater przeszedłem dwu lub trzykrotnie. Można powiedzieć, że byłem fanem serii.

Jednak na późniejsze/wcześniejsze części (chronologia w MGS to pomysł na grę samą w sobie), jakoś nie starczało mi cierpliwości. Zaczynałem je, ale nie kończyłem. Wprawkę do MGS5, czyli Ground Zeroes kupiłem w dniu premiery… i jeszcze jest w folii. A mimo to nie mogę się doczekać Phantom Pain. Może dlatego, że to pożegnanie autora, Hideo Kojimy z serią? Może dlatego, że chcę się dowiedzieć, czy naprawdę legendarny odtwórca roli Snake’a (i scenarzysta X-Menów), David Hayter został odstawiony na tor boczny i zastąpiony przez Kiefera Sutherlanda? Może dlatego, że gra wygląda obłędnie. Może dlatego, że coś mi się zdaje, iż pan Kojima pokaże w części piątej cały asortyment swoich sztuczek, wybiegów, zmyłek, zakręconych pomysłów fabularnych i mieszania z percepcją odbiorcy? To wszystko składa się na fakt, że w Phantom Pain zagrać muszę. I niech mnie kule biją, jeśli tego nie zrobię!

A poniżej możecie obejrzeć aż 40 minut zapisu z rozgrywki.

 

3. King’s Quest

King’s Quest to jedna z moich ukochanych serii przygodówek. Zetknąłem się z nią na Amidze w 1989 roku, kiedy wraz z kolegami głowiliśmy się nad King’s Quest 2, które wyglądało tak.

plate_09_1211_kingsquestii

 

Pamiętam też, jak jeszcze wcześniej, zafascynowany czytałem opis (oraz oglądałem mapę) pierwszej części gry zamieszczony w piśmie Bajtek. To dopiero była przygoda! Czary, magia, zaklęta kraina, olbrzymy mieszkające w chmurach, królestwo do uratowania – to wszystko robiło ogromne wrażenie, mimo grafiki dość umownej i konieczności domyślania się, co autor miał na myśli wynajdując coraz to nowe komendy, jakie można było przekazać Grahamowi, naszemu bohaterowi.

Część piąta ze swoja grafiką w 256 kolorach pokazała mi też, że powoli nadchodzi zmierzch Amigi i choć zarówno ona jak i część VI pojawiły się na tym najlepszym ze wszystkich komputerów, to jednak graficznie nie przystawały do wersji pecetowej i w zasadzie wymagały twardego dysku, który w owych czasach był jeszcze lekką fanaberią na Amigach.

I choć w kolejne inkarnacje Wyprawy Króla już nie grałem, to mam do serii ogromny sentyment. Dlatego tak bardzo ucieszyłem się na wieść o wskrzeszeniu serii. Jest to nadal przygodówka, choć   z elementami zręcznościowymi i wygląda dokładnie tak, jak wyobrażałem ją sobie ponad 20 lat temu patrząc na powyższy obrazek przez różowe okulary. Innymi słowy wygląda bajkowo.

 

Obejrzawszy powyższy zwiastun nie mogę doczekać się premiery, która nastąpi już bardzo niedługo, po 15 lipca. Jest tylko jedno ale… niestety gra ma mieć format epizodyczny. Jeśli epizody będą wychodzić w miarę często (raz na 2 tygodnie na przykład), to nie widzę problemu, ale nie chciałbym zbytniego rozwleczenia w czasie. Nie, kiedy przygoda wzywa!

2. Uncharted 4

Z Uncharted mam o tyle problem, że część trzecia mnie, mówiąc oględnie, nie zachwyciła. Podobnie jak pierwsza. Były to dobre, ba, w pewnych elementach nawet bardzo dobre gry, jednak brakowało im tego “czegoś” co miało Uncharted 2, które pozostaje do teraz moją ulubioną częścią cyklu. Jednak obejrzawszy mnóstwo materiałów z czwórki mam wrażenie, że może ona pobić dwójkę udowadniając jednocześnie przewagę liczb parzystych nad nieparzystymi. Gra prezentuje się obłędnie i zostałem całkowicie kupiony prezentacją na targach, gdzie Nathan gnał jeepem pomiędzy ulicami miasta, pokonując przeszkody niczym w najlepszym filmie akcji. Tak w zasadzie, to chyba nawet lepiej niż w najlepszym filmie akcji. Gdybyż tylko mniej trochę strzelania było, a więcej odkrywania przejść, skakania, wspinania, rozwiązywania zagadek i tym podobnych. Ale i tak wiem, że na wiosnę przyszłego roku będę grać w Uncharted 4 jak dziki. Chyba że… chyba że wcześniej pochłonie mnie świat Dishonored.

1. Dishonored 2

No właśnie, może dla wielu osób być to zaskoczeniem, ale na czele listy najbardziej oczekiwanych tytułów umieściłem właśnie drugą część Dishonored. Po prostu zakochałem się w tym świecie podczas gry w część pierwszą. Połączenie klimatu upadłej wiktoriańskiej Anglii, wynalazków czasów rewolucji przemysłowej, tajemniczych mocy, wciągającej fabuły i świetnej mechaniki stanowiło dla mnie kombinację wyjątkową. Czułem się, jakbym grał w Thiefa, ale osadzonego kilkaset lat później i dopracowanego w najdrobniejszych szczegółach.

Dishonored skończyłem trzykrotnie, wraz ze wszystkimi dodatkami i bawiłem się wyśmienicie. Nie tylko dlatego, że była to dobra gra, ale że pokazywała niezwykły, dopracowany w najmniejszych szczegółach świat pełen tajemnic i nie odkrywała wszystkich sekretów, pozostawiając wiele miejsca wyobraźni.

Choć na razie nie pokazano ni kawałeczka rozgrywki, prezentując jedynie filmowy zwiastun, to i tak wywołał on u mnie wrzenie krwi. Myśl, że będę mógł ponownie odwiedzić Imperium Wysp, a kto wie, może i mityczny kontynent Pandyzji. No i znowu wcielić się w Corvo lub (po raz pierwszy) w jego protegowaną Emily i przechodzić grę na całkowicie odmienne sposoby. Czy może być coś lepszego? Chyba nic, oprócz pobicia rekordu w martwym ciągu ;)

 

Inne ważne tytuły

Jak pewnie zauważyliście, na liście nie ma “pewniaków” w rodzaju The Division, Rainbow Six: Siege, Assassin’s Creed: Syndicate, czy przede wszystkim Star Wars Battlefront. Już tłumaczę – Asasyna na liście brak, bo i tak mam straszne zaległości w serii i do skończenia chyba z 4 poprzednie odcinki. Zaś pozostałe gry na listę nie trafiły z powodu nacisku na rozgrywkę wieloosobową. Choć jestem fanem Gwiezdnych Wojen, a Battlefront wygląda bardzo zacnie, to wolałbym zdecydowanie jakąś przygodę dla jednego gracza. Poza tym boję się, że moje nędzne łącze LTE, obłożone limitami przesyłu danych może nie wyrobić przy intensywnej rozgrywce, gdzie nie można sobie pozwolić na opóźnienia.

Jeśli zaś chodzi o The Division, to mój początkowy entuzjazm zaczął gasnąć, gdy widzę, jak z każdym pokazem gra wygląda coraz słabiej. Boję się casusu Watch Dogs, które rozbudziło wysokie oczekiwania, a okazało się grą mocno przeciętną. Poczekam na pierwsze recenzje i zobaczę, czy warto inwestować.

Rainbow Six: Siege znowu bardzo kusi, ale tutaj mając do wyboru Battlefront i pojedynki na blastery i miecze świetlne, kontra rozbrajanie bomb i uwalnianie zakładników, pewnie zdecyduję się na to pierwsze. W takiej grze jest też bardzo ważne zebranie odpowiedniej ekipy współgraczy, a sądzę, że większość będzie gdzieś w odległej galaktyce, dawno, dawno temu.

A, na liście nie ma też Batmana i Yoshiego, ale to tylko dlatego, że wychodzą lada dzień, więc jak tylko znajdę fundusze, to zamierzam je oczywiście kupić. Tylko, żebym rozbudował mój czasowstrzymywacz i przeszedł w końcu Wiedźmina 3